"Niczego nie żałuj" - stresująca, niewykonalna fraza



20 lat temu bohaterowie kultowego serialu „Przyjaciele” każdego dnia spotykali się w kawiarni, delektując się swoim towarzystwem, popijając cappucino. Wtedy to wystarczyło. Dzisiaj – nie. Dzisiaj żeby być kimś wartościowym, musisz być Claire Underwood, dla której otaczający ją ludzie są jedynie pajęczyną zależności, której nitka może się kiedyś przydać.

Fraza „niczego nie żałuj” jest nie tylko stresująca, ale także niewykonalna. Zawsze, gdy wybieramy jedną ścieżkę, odrzucamy inne, nie na pewno wiedząc, czy wybór ten będzie dla nas intratny. W końcu uświadamiamy sobie, że nie jest ona wyrazem odwagi, lecz podszytą lękiem serią rozpaczliwych wysiłków, by uniknąć smutku w przyszłości. A co z teraźniejszością? Ilość coraz częściej zastępuje jakość. Nie zastanawiamy się, czy faktycznie mamy ochotę iść na tę imprezę, ważny staje się fakt, że nie pojawiając się, możemy coś przegapić.

„Chodzę na wszystkie wydarzenia, które znajduję w internecie, na Facebooku, tablicach korkowych i przydrożnych słupach. Jestem Yes-menem. Spędzam więcej czasu przemieszczając się pomiędzy jednym wydarzeniem a drugim, na które wpadam z wywalonym jęzorem. Mało który koncert, wystawa czy impreza cieszą mnie w ogóle; zamiast tego ciągle zastanawiam się, czy w innym miejscu, gdzie nie ma mnie teraz, nie dzieje się coś lepszego” - wyjawił 31-letni Krzysztof.

Na kanwie znanej nam od wieków dewizy Carpe diem w XXI wieku został stworzony akronim YOLO (you only live once). Zgodnie z tą filozofią powinniśmy być zawsze gotowi na uczynienie stanowczego kroku i rzucenie nudnej pracy, zrzędzącej narzeczonej, zaciągnięcie kredytu i wyjazd w Himalaje.

Wszystko to ma na celu uniknięcie gorzkiego poczucia żalu, które dopadnie nas u schyłku naszego życia. Współczesne Carpe diem nie jest więc już próbą „łapania dnia”, jak miało to miejsce kiedyś, ale rozpaczliwą serią zabiegów, mających na celu uniknięcie przyszłego rozczarowania.

Młodzi ludzie, zwłaszcza ci mieszkający w wielkich miastach, żyją pod nieustanną presją bycia multizadaniowym i czerpania z życia pełnymi garściami. Przytłoczeni nadmiarem bodźców i ofert zalewających nas ze wszystkich stron, czujemy się w nieustannym obowiązku, by zawsze coś robić, robić więcej niż inni, żyjąc pod presją zaklętego w rzeczywistości facebookowej społeczeństwa. Siedzenie samotnie w domu przestało być przyjemną odskocznią od zgiełku codziennych obowiązków, a stało się symbolem porażki.

Myślisz sobie: mam 25 lat, mieszkam w Warszawie, jest sobota wieczór, a ja gniję przed telewizorem w piżamie jedząc chipsy, zamiast upijać się do nieprzytomności, skakać na bungee, wspinać się po ruinach Machu Picchu czy trącać kieliszkiem z narzeczonym w wysublimowanej knajpce na zboczu góry z widokiem na zaśnieżone Alpy. Ludziom się wydaje, że młodość jest beztroską, jedną niekończącą się zabawą pozbawioną zmartwień, kiedy tak naprawdę żyjemy pod nieustanną presją, że nam się nie uda osiągnąć sukcesu, że Mateusz pracuje w San Francisco dla Marka Zuckenberga, Kasia robi karierę w londyńskim City, wykonując skomplikowane analizy u Barclays'a, a my nawet nie potrafimy zmobilizować się na tyle, żeby wstać z kanapy i iść pobiegać.

Poczucie winy rośnie nie tylko po obejrzeniu profili znajomych. Nastawienie na sukces i konieczność dobrej zabawy atakują nas ze wszystkich stron. 90 procent piosenek puszczanych na MTV jest o imprezach, gdzie wszyscy piją alkohol, uprawiają seks i palą marihuanę. Towarzyszą temu teledyski z  rozbawionym tłumem obowiązkowo pięknych i młodych ludzi, którzy ocierają się o siebie kołysząc się na skraju olbrzymiego basenu. 

„Na każdym rogu czeka na Ciebie informacja o ludziach sukcesu. Kobiety o wyfotoszopowanych twarzach, równych białych zębach i blond włosach zrobiły karierę w korporacji i teraz polecają Ci wyborną opiekę medyczną. Musisz zdążyć odnieść sukces zawodowy, zdobyć wyższe wykształcenie, znaleźć idealnego partnera, założyć rodzinę, kupić mieszkanie, wychować dziecko, kupić samochód, założyć własną firmę, napisać książkę, zrealizować pomysł na bloga, grać w tenisa, interesować się polityką, interesować się polityką zagraniczną, wiedzieć, kto dostał Nobla z literatury, przeczytać to co napisał ten, który dostał Nobla z literatury, znać minimum jeden język obcy, znaleźć czas dla siebie, zrobić remont, oddychać, umyć kibel, pójść na te drugie studia, na które naprawdę chciałeś pójść, ale nie poszedłeś, bo teraz możesz, a szkoda życia. Musisz namalować te wszystkie obrazy, które chcesz namalować, napisać sztukę, zrobić sam łódź, nauczyć się jeździć na nartach, nauczyć się medytować, kupić nowe łóżko, nie martwić się komentarzem na fejsbuku, pójść do fryzjera, pojechać do Azji, zmienić pracę, zmienić żonę. A Ty zamiast tego siedzisz przed telewizorem. Wpierdalasz te czipsy i wafelki" - Małgorzata Halber.



Komentarze